Gdy byłam mała mój tata najczęściej dawał mamie w prezencie bukiety z goździków. Rzadziej widziałam w domu bukiety z róż i tulipanów. Gdy miałam piętnaście lat wyjechałam na wakacje do brata mamy, który od wielu lat mieszkał w Belgii.
Florety i inne akcesoria
Tam zobaczyłam tysiące odmian kwiatów. Nie mogłam się nadziwić czemu u nas nie ma tych kwiatów. Chodziłam na targi kwiatowe by pooglądać i zrobić choć kilka zdjęć by pokazać mamie i tacie gdy wrócę do kraju. W trakcie pobytu u wujka w Belgii zawiózł mnie do Holandii, widziałam hektary ziemi obsadzone tulipanami. Stałam tam i jak zauroczona wpatrywałam się. Gdy wróciłam po wakacjach oznajmiłam, ze chciałabym zająć się florystyką. Poprosiłam rodziców by pozwolili mi uczyć się w Belgii u wujka. Jego najlepszy przyjaciel prowadził szkołę florystyczną. Wykłady odbywały się po angielsku. Język znałam bardzo dobrze. Rodzice od najmłodszych lat posyłali mnie na naukę angielskiego. Pobyt czyli nocleg i wyżywienie w Belgii miałabym darmowe, musiałabym jedynie zapłacić za naukę. Brat mamy obiecał mi, że zatrudni mnie w swojej firmie i będę mogła zarobić na czesne. Rodzice wahali się, po rozmowie z wujkiem pozwolili mi na wyjazd do Belgii na dwa lata. To były dwa bardzo intensywne lata nauki i pracy. Bywały dni gdy byłam zmęczona i gotowa zrezygnować z nauki i wrócić do domu. Musze powiedzieć ,że mój wujek i ciocia byli mi wielka podporą. Gdy wracałam do domu zrobiłam za wszystkie zarobione pieniądze zakupy. Kupowałam przede wszystkim podkład, gąbki i florety do wiązanek. Gdy pokazałam mamie te nowinki poradziła mi bym spróbowała sprzedać to w kwiaciarniach. To był bardzo dobry pomysł.
W latach osiemdziesiątych nikt u nas nie znał ani gąbek ani floretów do wiązanek. Gdy w 1989 roku można było założyć własna działalność otworzyłam hurtownie dodatków florystycznymi , które sprowadzałam z Belgii i Holandii